poznaj autora

krystian-ostrowski-autorW dniu, w którym przyszedłem na ten piękny świat, urodził się też Mike Shinoda, wokalista i gitarzysta zespołu Linkin Park. Ja w małym mieście na północy Polski, on dla odmiany w trzy razy mniejszym miasteczku na południu Kalifornii. Nie bez znaczenia może być również fakt, iż tego samego dnia odbyła się premiera filmu ‘Casanova’ Federico Felliniego. Na razie jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć, jaki wpływ miało to na moje życie. Być może żaden. Ale pewności mieć nie mogę.

Krótko po urodzeniu musiałem pójść do szkoły. To znaczy nie od razu. Najpierw poznałem moich rodziców; wydaje mi się, że najpierw mamę. No i spędziłem ekscytujące dzieciństwo nieopodal torów kolejowych i to pewnie dlatego do dziś tak strasznie uwielbiam podróżować pociągami. Chociaż nie wiem tak naprawdę, co wolę bardziej: pociągi czy samoloty. Te ostanie chyba dlatego, że radość sprawia mi bycie ponad chmurami. Lub w chmurach. Niekoniecznie w samolocie.

Moja szkoła znajdowała się dokładnie naprzeciwko mojego domu, dzięki czemu mogłem na przerwie wpaść do domu na przykład zjeść zupę. Albo po zeszyt, którego zapomniałem. Generalnie lubiłem chodzić do szkoły – czasem można było usłyszeć coś ciekawego. Na przykład, że lepiej będzie, gdy resztę lekcji spędzę za drzwiami. Można było też poczytać jakąś ciekawą książkę, byle nie z listy lektur. W czasie swojej kariery szkolnej poznałem wielu ludzi zatrudnionych jako tak zwanych nauczycieli, z których może trzech-czterech mógłbym tak naprawdę nazwać nauczycielami, którzy byli dla mnie inspiracją lub wzorem do naśladowania.  Lub przynajmniej nie byli upierdliwi. Niektórzy byli tak odjechani albo porąbani, że nie raz zastanawiałem się, co za pajac ich zatrudnił i pozwolił mieć jakikolwiek wpływ na życie moje, moich przyjaciół a potem moich dzieci. Bo jeśli ktoś jest słabym szewcem, to ktoś będzie chodził w słabych butach. Jeśli ktoś nie potrafi dobrze gotować i pracuje w restauracji, może schrzanić czyjś obiad. A jeśli ktoś jest beznadziejnym belfrem, to … no właśnie: może spieprzyć czyjeś życie. I to już jest raczej poważna sprawa.

O jednym z moich nauczycieli mogę dziś powiedzieć, że był niesamowity, że go uwielbiałem a dzięki temu również jego lekcje. Rozumiecie? Spośród tych dziesiątek nauczycieli tylko jeden był naprawdę zajebisty: naprawdę imponujący wynik!

Mimo to, generalnie lubiłem chodzić do szkoły. Dopóki nie poznałem Lucy. Wtedy to wolałem już czas spędzać z nią. Lub z przyjaciółmi. Wkrótce potem, dziwnym trafem, okazało się, że stałem się anglistą i mężem Lucy. I jeszcze pedagogiem i ojcem jej dzieci. Podobno wszystkich. Tylu, ilu Beatlesów – nie tylko tych jeszcze żyjących. Może też dlatego do dziś kocham moją Lucy (in the sky with diamonds…), Beatlesów – tych z Liverpoolu i tych moich. Szczególnie Johna Lennona. I jeszcze TWENTY ØNE PILØTS, MUSE, the Kooks  i Jasona Mraza. I życie. I frytki. No i piszę.

Dowiedz się o mniej więcej

Visit Us On Facebook