#4 podstawówka, pani Jadzia i choinka czyli początek prawdziwej edukacji
Do szkoły podstawowej poszedłem tylko dlatego, że – jak już wspomniałem – znajdowała się ona naprzeciwko mojego domu i droga do niej zajmowała mi około 48 sekund. 😛 Drugim powodem był fakt, iż – jak sądzę – moja mama chodziła do pracy, a ja nie mogłem chodzić z nią, więc musieli mnie gdzieś posłać. To znaczy nie musieli, bo moja babcia była zawsze w domu. No dobra, był chyba jeszcze trzeci powód: moi rodzice nie mieli wyboru, gdyż takie jest prawo a prawo należy szanować.
Pamiętam, że bardzo się cieszyłem z faktu, iż stanę się uczniem i pójdę do szkoły. Ale ja generalnie cieszyłem się z wszystkiego, szczególnie z tego, co nowe i nieznane, więc równie dobrze ucieszyłbym się, gdyby wysłali mnie do wojska czy do zakładu produkującego parówki. Od razu polubiłem moją panią wychowawczynię – Jadwigę. Była naprawdę cudowną osobą i nie wiem, dlaczego nikt nie mówił o niej ‘Jadzia’ tylko ‘Jadwiga’? Wiecie co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tych pierwszych lat szkolnych? Nie tematy, które przerabialiśmy, nie rysowanie tych debilnych szlaczków czy poznawanie literek, które każdy ogarnięty uczeń znał już z przedszkola i nawet nie odjechane imię mojej drugiej Pani, która nazywała się Marzanna i nosiła równie odjechane wielkie zielone kolczyki ale wszystkie projekty, które realizowaliśmy w ramach tak zwanej plastyki czy techniki. Jaki z tego wniosek? Pamiętamy to, co dawało nam radość! Oh yeah… Na przykład robienie dużego kapelusza na Dzień Górnika zwanego Barbórką (co za nazwa!) obchodzonego 4 grudnia, który tak naprawdę jest dniem moich imienin, o czym mało kto wie. Barbara zawsze zostawiała mnie w cieniu i dawała mi popalić. Szczególnie ta, która później miała się stać moją wychowawczynią w ogólniaku (biedna kobieta, nie wiedziała jeszcze wtedy, że za kilka lat stanę się jej wychowankiem…) XD Albo sklejanie kilkumetrowego łańcucha na choinkę: wszystko było uwalone klejem. od biurek i krzeseł, poprzez ręcę i łokcie, na języku i zębach skończywszy! Najbardziej jednak pamiętam, jak robiliśmy przed świętami choinkę z tektury: trzeba było wyciąć dwie części, ładnie pomalować, połączyć przecinając każdy z kawałków do połowy i na końcu wsadzić w lekko nacięty kawałek drewna jako podstawkę. Pamiętam jak dziś wycinanie wielu malutkich bombek i przyklejanie ich na choinkę. No i oczywiście, doszedłem do wniosku, że robienie choinek dwuczęściowych jest zbyt mainstreamowe i, nie ukrywam, z lekką pomocą taty, zrobiłem trzyczęściową. Pani Jadwiga prawie dostała zawału ze szczęścia. A już w ogóle prawie dostała ataku serca (czy to nie to samo, co zawał…?) gdy na jej prośbę zrobiłem jej – z lekką pomocą taty – drugą taką choinkę, którą postawiła dumnie na swoim biurku. I teraz uważajcie: najważniejsze. Nie chodzi tu o tę hipsterską choinkę, która bez jaj była zajebista (z jajami byłaby może bardziej) Chodzi o to, dlaczego to tak pamiętam i jak mega ogromny wpływ, jak sądzę, miało to zdarzenie na całe moje dalsze życie. Nie na tamten dzień czy rok szkolny: na całe życie! Ogarniacie to? 😉
Siedziałem sobie w klasie gadając z koleżanką (zawsze lubiłem siedzieć w ławce z dziewczynami; chyba dlatego, że zwykle są ładniejsze od chłopaków i tak jakoś fajnie się do mnie uśmiechały) gdy weszła do sali jakaś tam sobie inna nauczycielka, której imienia nie pamiętam. Może Pani Zenobia. No i ta Zenobia pyta moją Panią Jadwigę, co tam słychać moja droga Jadziu, co robicie na lekcji i takie tam pierdoły. A moja Jadwiga jej na to, że choinki na Boże Narodzenie, gadka szmatka i potem spojrzawszy na mnie:
-A Krystian to jest naprawdę niezwykły – powiedziała.
-Ooo, mówią coś o mnie – pomyślałem podjarany.
-Kazałam dzieciom zrobić choinkę z dwóch części a on zrobił z trzech. – wyjaśniła Jadwiga – Jest naprawdę niesamowity, zawsze zrobi coś więcej albo coś innego – dodała.
No tak, cokolwiek nie powiem, zabrzmi to lekko nieskromnie ale kurde w dupę jeża, myślałem, że się zesram z dumy. I potem jeszcze zrobiłem jej tę drugą, która stała na jej biurku i każdy, kto wchodził pytał:
-Skąd masz taką piękną choinkę?
A ja rosłem i rosłem. I mam teraz prawie metr osiemdziesiąt… 😛
To, co chciałbym Wam przez tę historię powiedzieć to to, że ta jedna głupia choinka miała i ma tak kosmiczny wpływ na moje życie. A te kilka słów Pani Jadzi mam w głowie do dziś. I za każdym razem, gdy wydawało mi się, że jestem do dupy i że nie mogę czegoś zrobić, że mi się nie uda, widziałem oczyma wyobraźni twarz mojej pierwszej wychowawczyni i słyszałem jej słowa. Jej wiara we mnie, jak i każdego kolejnego nauczyciela, dała mi moc, której nigdy nikomu nie udało się odebrać, choć próbowało wielu. A na koniec tej historii powiem Wam, że wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za rok czy dwa, jej córka będzie mnie uczyć biologii i stanie się moim najlepszym nauczycielem ever, wzorem pedagoga i uosobieniem wszystkiego, co dobrego można powiedzieć o nauczycielu. Kurde, normalnie się wzruszyłem. Muszę się napić herbaty. 😛
Reasumując, niezwykle ważne są zachowania i słowa, które nauczyciele wypowiadają do uczniów w pierwszych latach ich życia. Nie jestem w stanie sprawdzić naukowo, ile mocy dała mi Pani Jadwiga a ile mocy Pani Hania z przedszkola pozwalając mi czytać dzieciom bajki. Wiem jednak, że dużo. I dlatego z wielkim szacunkiem traktuję każdą pracę mojego ucznia, choćby wyglądała jak kawałek obsranego papieru toaletowego. Każdy rysunek, który dostaję od mojego ucznia, czy ma lat trzy, pięć czy czternaście, wieszam na tablicy w centralnym miejscu tak, aby zobaczył, że jest dla mnie ważny. Że sprawił mi radość. I żeby wszyscy inni patrzyli i podziwiali. A jego niech rozpiera pozytywna duma, a co tam.