#6 wielka Wanda, plastyka, Darth Vader i gumowy wąż
Wanda była niezwykła. Była ogromnie i wielce niezwykła. Nie tylko dlatego, że sama była ogromna – miała spokojnie z metr dziewięćdziesiąt wzrostu i tyle samo w… biodrach. 😀 Gdy kupowała majtki, musiała chyba jeździć do sklepu ze spadochronami. A jej biustonosz mógłby spokojnie robić za dwuosobowy namiot. Do tego mega czarne, krótkie, lekko lokowate włosy i wielkie oczy, których koloru nie pamiętam. Chyba były zielone. Choć w momentach największego rozszerzenia źrenic, który miał miejsce około dwieście trzydzieści pięć razy w ciągu jednej lekcji, robiły się pomarańczowe albo nawet krwawo czerwone. Wanda to jest historia, legenda, epicka bohaterka powieści fantastycznych. Superhero. Uosobienie wszystkich cech głównego bohatera horrorów Stevena Kinga. Połączenie mocy Spidermana, Batmana, Nazgula z Władcy Pierścieni, Dartha Vadera z Gwiezdnych Wojen i Freddiego Krugera z Koszmaru z Ulicy Wiązów. Jako dowód podam tylko jeden fakt: nikt, rozumiecie, totalnie nikt nie potrafił się jej przeciwstawić. Nawet ja (choć do dziś rozkminiam sobie dlaczego?) Nawet moje wychowawczynie (tak, tak, miałem ich z pięć chyba w ciągu kilku lat) Nawet dyrektor szkoły. 😀 Przecież musiał chłopak wiedzieć, co ta kobieta wyprawia. Przecież musiał słyszeć, jak drze mordę na korytarzu, bo nie dało się tego nie słyszeć. Jak ryknęła, to myślę, że spokojnie zagłuszyła komunikat nadawany na dworcu, który znajdował się zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynku szkoły. Wyobraźcie sobie taką sytuację: stoją sobie pasażerowie na peronie czwartym i czekają spokojnie na pociąg do Gdańska. Nagle: ding-dong! Słychać głos spikerki:
-Uwaga! Uwaga! Pociąg osobowy z Warszawy do Gdyni wjedzie na tor przy peronie…
– AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Zamknij się gówniarzu jeden! Ile razy mam ci to powtarzać! – ryk Wandy, niczym dzikiej lwicy, przerywa komunikat i nikt z pasażerów nie ma już pewności, na który peron wjedzie ich pociąg.
Nie wiem do dziś dlaczego dyrektor nic nie zrobił i raczej się nie dowiem, bo kopnął już w kalendarz. Może sam się jej bał? Może każda ich rozmowa wyglądała jakoś tak:
– Pani Wando, doszły mnie słuchy, że trochę za głośno krzyczy pani na swoich ucz…
– Jak się panu kurwa nie podoba, to zaraz się zwolnię z tej głupiej szkoły ale i tak wiem, że nikogo nie macie na moje miejsce! – nie dawała dokończyć zdania Wanda. 😉
No i dyrektor, człowiek bardzo spokojny i sympatyczny, o dużej kulturze osobistej i wyjątkowym szacunku dla kobiet, szczególnie tak dyżych, nie śmiał naszej Wandzi urazić. Przymykał więc na nią najpierw jedno oko, potem drugie aż w końcu przymknął biedak oba i to już na zawsze. Na jego miejsce przyszedł długobrody Zenek ale on chyba był tylko wice. Nie dziwi was, że prawie każdy wice myśli, że od razu jest dyrektorem? A czasem nawet uważa się za ważniejszego, niż sam dyrektor i próbuje nim manipulować. Znam takich kilku osobiście.
– Czy mogę prosić z dyrektorem szkoły? – pytam przez telefon.
– Już łączę –słyszę w słuchawce i się przedstawiam uprzejmie.
– Halo? – odpowiada Eufemia Krawężnik. – Tu dyrektor szkoły.
– Ale dyrektor – dyrektor czy wice? – upewniam się.
– Nie, wicedyrektor –słyszę w słuchawce.
– To po jaką cholerę mi tu chrzanisz, mała ściemniaro! – myślę sobie i proszę o dyrektora. 😛
To tak jakbyście zadzwonili do jakiejś parafii i zamiast proboszcza dostali do telefonu jakiegoś ciotowatego wikarego. Albo zamiast prezydenta – premiera. Albo zamiast ministra edukacji – jego sprzątaczkę. (choć w tej sytuacji ta druga może odznaczać się o wiele większą inteligencją i pomysłowością…) Dobra, luz. Zostawmy dyrektorów i wice na razie w spokoju. Wrócimy do nich, obiecuję. O czym to ja mówiłem? A no tak, o naszej Wandzi kochanej.
A więc krótko mówiąc, wzbudzała ona szacun. Ale nie tam sobie taki jakiś zwykły szacun. Przed lekcją plastyki (wspominałem, że prowadziła przedmiot artystyczny o nazwie plastyka?) cała klasa stała ustawiona przed salą nr 14 równo jak w koreańskiej armii. Nawet August czy Rafał. Każdy. Na dźwięk dzwonka przeszywały nas dreszcze i zaczynał oblewać zimny pot. I tak było do ostatniej sekundy lekcji. Zawsze szła tą samą trasą. LOL Klasa znajdowała się przy schodach i uwierzcie, że było ją słychać dużo wcześniej, niż widać. Miała wbudowany jakiś detektor ruchu czy coś ale jakąś cholerną marvelowską supermocą cwaniurka wyczuwała, jeśli nie staliśmy w równych rzędach. Zanim wlazła na schody prowadzące na pierwsze piętro, musiała przejść dystans od pokoju nauczycielskiego, który był na przeciwnym końcu korytarza i pokonywała go na parterze. Mniej więcej w jego połowie zaczynała się drzeć:
– Ja już was słyszę! Ustawiać się w pary! Ej ty, ciszej tam!
W sumie dzięki temu zawsze mogliśmy psychicznie przygotować się na spotkanie z naszym ulubionym pedagogiem. Ale Wanda to była sprytna bestia: raz czy dwa zrobiła nam żarcik i przyszła z drugiego końca korytarza! Nie ma co, była dziewczyna kreatywna. Zawsze wiedziała, jak podnieść nam poziom adrenaliny.
Gdy już podeszła do drzwi, z wielką gracją wkładała klucz, cały czas kontrolując wyraz twarzy każdego z nas. Niech by ktoś odważył się ruszyć lub nie daj Boże odezwać! Klucz od sali nr 14 (nigdy nie zapomnę tego numeru) poleciałby z impetem wprost w skroń owego nieszczęśnika i zabił na śmierć. No albo prawie. Wanda poszłaby siedzieć i zamiast uczniów dręczyła nowe koleżanki z pierdla. Może nauczyłaby je miłości do malarstwa? 😛
CDN (Wanda zasługuje na co najmniej dwa odcinki…) XD