#24 sucha Jadwiga, hemoroidy czyli po co nam lekcje historii? ;)
Jadwiga to historia. To kawał historii. Uczyła historii i była historią zanim przestała uczyć i zajęła się czymś o wiele bardziej pożytecznym. Czyli produkcją paszy dla zwierząt domowych ze szczególnym nastawieniem na kury i świnie. A może zaczęła produkować cos innego. Coś z drutem. Z ciągnięciem druta. Czy może bardziej rozciąganiem. I zawijaniem. Już wiem… otworzyła Zakład Produkcji Spinaczy Biurowych. No i całymi dniami siedzi na dupie, tnie druta na kawałki, potem go zawija i tak powstają śliczne spinacze. Niekoniecznie ręką, może ma specjalistyczny sprzęt. Tego to ja już dokładnie nie wiem. Tak samo jak tego, czy z tym drutem to prawda. Wiem na pewno, że czymś się zajmuje. I bez względu na to, jakie to jest zajęcie, na pewno robi to lepiej, niż nauczanie historii w szkole średniej. Za cokolwiek by się nie wzięła, na pewno zrobi to lepiej. Uwierzcie mi. Choć wiem, że ciężko mi uwierzyć. 😛
Chcecie wiedzieć, jak Jadwiga wyglądała? Hmmm…. Wcale nie wyglądała. To znaczy z twarzy była podobna zupełnie do nikogo. Z boku wyglądała trochę jak nieślubne dziecko Napoleona Bonaparte i ostatniej królowej hellenistycznego Egiptu, czyli Kleopatry. Miała jakąś tam fryzurę z czasów gdy imperium rzymskie rządziło światem albo z jeszcze wcześniejszych. Może to był taki, no wiecie, element jej charakteryzacji historycznej? Tak samo jak jej kostiumy. Image sceniczny. Lub raczej pedagogiczny. Niee… antypedagogiczny. Po co obrażać pedagogów. 😛 Jakby ktoś potrzebował akurat worka na ziemniaki, to normalnie niektóre jej spódnice niczym się nie różniły. Może tylko były bardziej pojemne. Ale za to nie miały dziurek-wywietrzników XD. No więc ubrania miała dziewczyna historyczne i na pewno oryginalne.
Czy się uśmiechała? Czy miała poczucie humoru? No jakieś tam miała. Czasem poruszyła się jej dolna lub górna warga ale żeby zaraz nazywać to uśmiechem… to by była chyba lekka przesada. Nigdy się nie zaśmiała nie mówiąc już o sikaniu. Ze śmiechu. Bo na siku to czasem wychodziła. Na dwójkę raczej też, aczkolwiek nie często. Może nosiła ze sobą turystyczną stomię? Albo trzymała pedagogiczną kaczkę pod biurkiem do której cichaczem i niepostrzeżenie oddawała kropelkę czy dwie…? Kto wie. ;P Mimo to, że obiektywnie w temacie poczucia humoru była bardziej sucha, niż ciało mojej zmarłej pierwszej teściowej w grobie po deszczu (tak, tak, pierwszej, bo nie wiem, czy Wam się chwaliłem, ale mam drugą XD. Nie każdy może pochwalić się dwiema teściowymi w ciągu jednego życia, co nie? I teraz zapewne każdy z Was głęboko rozkminia, jak to się stało, że mam dwie… 😛 A nie zdradzę Wam. Muszę zostawić jakąś nutkę tajemniczości, co byście nie wiedzieli o mnie za dużo. Bo co za dużo, to nie za mało, jak mówi słynne bułgarskie powiedzenie.) No tak, teraz napisałem tak długie zdanie, którego nie powinno się pisać, że lepiej będzie, jak zacznę nowe, bo i tak się w tym zgubicie… XD 😛 Dobra, uwaga, kończę ten akapit i zaczynam od nowa w nowym, żeby było jasne.
Mimo, iż pani Jadwiga była bardzo sucha to miała bardzo wysokie poczucie zamozajebistości. Czyli, (czy tu powinien być przecinek?) (hgw) #lol że nawet, gdybyście jej powiedzieli, że coś jest z nią nie tak, to spłynęłoby to po niej jak po taczce. Albo kaczce, jak to tam było. Jechała z materiałem po swojemu i miała głęboko w dupie całą resztę. Miała w dupie to, czy ktoś jej słuchał czy nie. Czy kogoś to co ona zapodawała interesowało. Miała wylane na to co ktokolwiek o niej myśli.
Każda lekcja historii wyglądała dokładnie tak samo, czyli była jak brazylijski serial: zero akcji, czasem tylko zmieniają się aktorzy, w tym wypadku uczniowie, którzy raz byli, raz nie byli, czyli bywali nieobecni. Jeśli ominąłeś na przykłada trzy lekcje, nic nie straciłeś. Tak samo jeśli ominiesz trzy odcinki serialu. Nic nie straciłeś również, jeśli ominąłeś osiem lekcji. Albo osiemnaście. Ba, nic nie straciłeś nawet, jeśli w ogóle nie chodziłeś na jej lekcje. Wręcz przeciwnie: zyskałeś dużo czasu swojego wspaniałego życia! Wystarczyło bowiem, byś pożyczył zeszyt od ambitnej koleżanki, która siedziała jak sekretarka i notowała każde słowo naszej bogini historii, naszej Kleopatry o historycznym guście, i wygrywałeś. Byłeś kimś. Byłeś kur*a Napoleonem, Józefem Piłsudskim, Joanną d’Arc. Bo najważniejsze było potrafić ją cytować. Najlepiej słowo w słowo. Wtedy to normalnie aż się robiła różowa z ekstazy. Skóra zaczynała ją swędzieć tak, że rajstopy same zaczynały jej się zsuwać z lekko owłosionych i nie ogolonych nóg (jestem pewien, że zsunęłyby się konkretnie na podłogę, gdyby nie te włosy, które je trzymały…) Na odgłos jej własnych słów, które jakiś czas temu podyktowała klasie, po prostu przezywała niewiarygodną rozkosz! Sztos i tyle. Całe jej ciało zaczynało drżeć. Drżały jej stopy, drżały jej uda podskakując rytmicznie na drewnianym krześle. Drżały jej biodra wykonując ruchy jakby chciały zacząć tańczyć walca albo sambę raczej. Drżały jej ręce i dłonie i palce, które bezwarunkowo zaczynały pukać w biurko. Drżały półdupki co wyglądało jakby coś ją tam w ich okolicy swędziało bo przenosiła ciężar swojego ciała raz na prawą raz na lewą stronę 😀 I wcale nie miała hemoroidów. To znaczy tak myślę, bo przecież nie wiem, bo nie pytałem. Nie wypadało. Pytaliście kiedyś swoją panią od historii:
-Przepraszam panią bardzo ale jest jedno pytanie, które spędza mi sen z powiek a mianowicie czy ma pani przypadkiem hemoroidy, bo kręci się pani tak często na krześle w klasie…?
-Yyyyyy…. @#$%^&* – odpowiedziałaby historyczka.
No więc, jak wspomniałem, Jadwiga należała do tej grupy loszek, które zachwycały się brakiem kreatywności swych uczniów. A że miałem to niezwykłe szczęście, że moja dziewczyna była rok starsza i też była uczennicą Jadzi, miałem jej zeszyt z poprzedniego roku. (btw, to nie jedyna pozytywna rzecz z posiadania rok starszej dziewczyny) I uwierzcie lub nie, ale ona serio nie ogarniała tego faktu. Na każdej więc lekcji, razem z kumplem i kumpelami, śledziliśmy palcem w zeszycie każde słowo naszej ukochanej historyczki. Czasem zabłysnęliśmy inteligencją i wiedzą historyczną gdy dokończyliśmy jej zdanie dokładnie tak, jak ona dokończyła je rok wcześniej. Wtedy to ale robiła gały! Szkoda, że nie możecie tego zobaczyć. Ten Ostrowski, niby nic nie robi a kurna taką ma wiedzę… XD
Jednym z jej ulubionych zajęć było pytanie na ocenę. Nie no, nic oryginalnego przecież. Typowe dla fajnego i mądrego nauczyciela. Złapać ucznia, który jest nieprzygotowany i pokazać mu, że nic nie robi. Że jest zerem. Marnym pyłem mniej znaczącym dla świata niż pchła w sierści psa podwórkowego, który buszuje po kiblu nocą zwiedziony zapachem starej kiełbasy. Nie tam żeby chciała pokazać twoje dobre strony, wzmocnić twe poczucie własnej wartości czy dodać ci wiary w siebie. Żarty na bok, panie i panowie. 😛 Przecież przez te kilka pierwszych minut lekcji taki belfer może poczuć się jak cesarz Oktawian August z dynastii julijsko-klaudyjskiej. Jak królowa Egiptu, Kleopatra. Jak Bóg, stwórca wszechświata. No bo jeśli nie mogę czuć się jak Miss Świata, to chociaż w ten sposób, pytając na wyrywki, mogę poczuć się kimś, co nie? Do dziś próbuję rozkminić czym kierują się nauczyciele pytający przypadkowych uczniów na lekcji. Bez uprzedzenia. Bez zapowiedzi. Publicznie, przed całą klasą. Ciekawe, jak by się czuli, gdyby tak nagle, bez zapowiedzi, na ich lekcję wbił dyrektor w celu sprawdzenia jakości metodyki nauczania lub jeszcze gorzej, jakiś dupek z Kurfatorium Poświaty. Albo najgorzej, z Ministerstwa Óbikacji Narodowej. Sraliby w gacie na rzadko. Ale co tam, póki to ja mam władzę, to mogę z niej korzystać. No bo jak by wyglądało, gdyby taki ziom czy ziomka zaczęli lekcję od:
– Kto jest dzisiaj przygotowany i chciałby na ochotnika odpowiadać na ocenę?
Lub:
– Wiem, że pewnie jesteście nieprzygotowani po weekendzie, więc nie będę ani pytać ani robić kartkówki. Możemy przecież w inny sposób zdobyć jakieś dobre oceny, co nie? 😉
Nasza Kleopatra najbardziej nie lubiła gdy ktoś miał swoje zdanie. Bo przecież własnego zdania nie można ocenić. Ani historycznie, ani w ogóle. A czy przypadkiem nie na tym powinna polegać historia? Na analizie przeszłości i wyciąganiu z niej wniosków? Na merytorycznej dyskusji? Na porównywaniu? Po prostu na myśleniu? Jeśli ktoś chce sprawdzić, kiedy Emnilda słowiańska, córka Dobromira, być może władcy z książęcego rodu z zachodnich krańców Słowiańszczyzny, puściła się z księciem polskim, Bolesławem Chrobrym, i została jego trzecią żoną, to sobie otworzy Internety i wygugluje. Tak samo postąpi uczeń chcący się dowiedzieć dlaczego potop szwedzki mający miejsce w czasie II wojny północnej zakończył się zawarciem pokoju w Oliwie i to właśnie tam, paradoksalnie, kilkaset lat później, ci sami Szwedzi odpierdzielili kolejny potop otwierając pierwszy na Pomorzu sklep IKEA. XD Przypadek? Nie sądzę… 😀 cdn